Proszę na siebie uważać

Alina Kietrys
Alina Kietrys
Dziennikarka, publicystka, nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Gdańskim

Wszystkich nas dopadło. Pandemia dotyka nawet bezmaseczkowców.
Swoiste poczucie bezradności, niepokoju, ale też buntu, a od połowy września wyraźnie strachu, zaczęło być stanem dojmującym. 

Dla wielu osób koronawirus to cios w splot słoneczny. Przedsiębiorcy łamią głowy, jak rozwiązać ten gordyjski węzeł, próbują ratować się w tej skomplikowanej sytuacji. Branża turystyczna, biura podróży, przewoźnicy odczuwają dotkliwie skutki obecności COVID-19, podobnie hotelarze, restauratorzy, właściciele różnych klubów. Buntują się też artyści i ludzie kultury,
bo ograniczona liczba miejsc w kinach, teatrach i na wystawach zmienia ich kreacyjne działania w towar reglamentowany, tylko dla wybranych. Życie online dotyka właściwie wielu grup społecznych. Uczniowie, studenci
przeżywają kolejny czas zdalnej edukacji. Akcje społeczne straciły blask.

Odosobnienie i narastająca samotność – to nas dopada. I jak na złość deszczowa i chłodna jesień nie dodaje optymizmu, bo „złota polska” przepadła... Zostały smutne konstatacje. A jeszcze smutniejsze, kiedy w tym trwającym społeczno-politycznym
zawirowaniu doświadcza się zdarzeń losowych. Poznałam właśnie smak szpitala i sali operacyjnej. Jestem wdzięczna lekarzom, pielęgniarkom, opiekunkom medycznym, a szczególnie pani rehabilitantce Iwonie z oddziału ortopedii i traumatologii w  Starogardzie Gdańskim, że wszystko, co było konieczne, robili fachowo. Ordynator-ortopeda w Kociewskim Centrum Zdrowia dr Marcin Skorupski, który operował moje skomplikowane złamanie, złożył nogę po mistrzowsku, co zgodnie orzekli prowadzący mnie dalej gdańscy ortopedzi i rehabilitanci. Moja wdzięczność więc będzie dozgonna.

Ale w tym samym szpitalu w trakcie przyjmowania na oddział nikt nie zrobił mi testu na COVID-19, mimo że pandemia trwała. Przyjęto mnie, jak to się mówi, z ulicy i położono wśród innych chorych. Lekarz anestezjolog nie rozmawiał ze mną przed operacją, mimo że powinien zgodnie ze sztuką lekarską. Ale to pewnie drobiazgi, choć budzące wątpliwości. Natomiast
obok mnie na sali położono osobę, która w karetce pogotowia złamała dwie ręce. Jak to możliwe? Ano zwyczajnie przez bezmyślność obsługującego transport medyczny przewoźnika. Pani Urszula jest osobą niechodzącą, mieszkającą w ZOL-u (Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym) w Pszczółkach. Stamtąd karetka pogotowia przewoziła ją dwa razy w tygodniu na dializy do Tczewa, ponieważ chorowała na ciężką niewydolność nerek. W karetce, która wiozła panią Urszulę 14 września, nie przypięto jej pasami. Gdy kierowca niespodziewanie zahamował, bo jakiś samochód zajechał mu drogę, pani Urszula wypadła bezwładnie z krzesła i przeleciała przez całą długość karetki. Uderzyła głową w jakąś metalową ramę (miała sińce na twarzy)
i złamała obie ręce. Przywieziono ją do szpitala w Starogardzie Gdańskim. Cierpienie tej kobiety było dojmujące. Każdy ruch, każde działania opiekuńczo- sanitarne to był jeden wielki krzyk bólu i rozpaczy. Niemal codziennie przez pierwsze dni po przywiezieniu pani Urszuli do szpitala, pielęgniarki i opiekunki medyczne pytały, gdzie pani Urszula sobie to zrobiła. Kiedy padała odpowiedź: „W karetce”, pytania milkły. A pani Urszula cierpiała dalej. Trudno mi zapomnieć jej jęki i ten głos, kiedy powtarzała w kółko: „Jakoś to będzie, dam radę, tylko żeby nie bolało”. I tę smutną pointę: „Muszę wrócić do ZOL, do

Pszczółek. Tam wszyscy leżą, to ja też będę i się jakoś zrosnę”.
Czy ktoś z personelu z nieszczęsnej karetki zainteresował się losem pani Urszuli? Nie wiem, ale przypuszczam, że nie.
Nie nastroiłam Państwa czytających ten tekst optymistycznie. Wiem.
Ale sama nie mogę znaleźć w sobie potrzebnej radości dnia codziennego.
Szukam sposobu złapania oddechu. Powtarzam sobie, trzeba się cieszyć małymi rzeczami. Więc się cieszę, że już coraz lepiej chodzę o kulach. I czytam, czytam, czytam. I tym też się cieszę. Ostatnio skończyłam „Dom w czasach zarazy” Tomasza Jastruna, bardzo pouczającą opowieść o pisarzach w czasach PRL-u. I oglądam filmy na Netflixie. Na tej platformie każdy znajdzie coś dla siebie, czego oczywiście i Państwu życzę. A poza tym zdrowia.

I proszę na siebie uważać.