Felieton Tomasza Gawińskiego
Walka o coś najważniejszego, o ludzkie życie
Zprzerażeniem patrzę na polskie drogi. I na polskich kierowców. Przeraża mnie też liczba wypadków. Ostatnio byłem świadkiem kilku wypadków i kolizji. O kilku słyszałem też w radiu. Byli ranni, były też ofiary śmiertelne. Statystyki nie napawają optymizmem, choć podobno liczba tych najtragiczniejszych zdarzeń maleje. Ale w minione wakacje na polskich drogach, tak wynika z policyjnych statystyk, doszło do 4666 wypadków, zginęło 400 osób. W pierwszej połowie roku odnotowano 721 ofiar śmiertelnych.
Co roku w Polsce przybywa sporo kilometrów nowych dróg. Zwłaszcza dwujezdniowych, w tym autostrad. Ma to wpływ na bezpieczeństwo, ale nie rozwiązuje problemu. Wszak, jeśli już na takiej trasie dochodzi do jakiegoś zdarzenia, to rzadko są to przysłowiowe stłuczki, raczej katastrofy, w których nie brakuje ofiar, zarówno ciężko rannych, jak i zabitych. Niestety, rządzący planując niektóre drogi, tak jest w przypadku autostrady A2, między Łodzią i Warszawą, podejmują dziwne, żeby nie powiedzieć niemądre decyzje. Wiadomo bowiem, że obciążenie tej trasy zawsze było duże i ciągle się zwiększa. Miast zatem od razu wybudować drogę o trzech pasach ruchu
w każdym kierunku, wykonano autostradę dwujezdniową. I co? Teraz dobudowywana będzie trzecia „nitka”, co wiązać się będzie ze sporymi utrudnieniami, nie mówiąc już o kosztach.
Prawo jazdy mam od 50 lat. Zdarzały mi się stłuczki, ale na szczęście nigdy nic poważniejszego. Kiedyś córka jadąc ze mną zapytała, tato, skąd wiedziałeś, co ten jadący przed nami kierowca zrobi? Cóż, jeżdżąc za kółkiem tyle lat człowiek jest czasem w stanie przewidzieć zachowania niektórych kierujących. Nierzadko są to zachowania nie tyle dziwne, ale i skrajnie niebezpieczne. Oczywiście, mnie też zdarza się dziwnie zachować na drodze, złamać przepisy, nie jestem ideałem, ale staram się przynajmniej przeprosić, a nade wszystko przewidywać. Niestety, tak myślę, większości naszych kierowców brakuje za kierownicą trzeźwego myślenia, zdrowego rozsądku i zwyczajnej wyobraźni.
Państwo próbuje walczyć z piratami, zaostrza prawo, ale ze skutecznością jest kiepsko. Dopiero niedawno zaczęliśmy dowiadywać się, ile osób porusza się autami nie mając do tego uprawnień. Z jednej strony są to osoby, którym te uprawnienia cofnięto, czasem nawet wielokrotnie, zdarza się także, że nastoletni syn kradnie rodzicom kluczyki i rusza ze znajomymi w podróż, jadąc zdecydowanie za szybko.
Dużo jeżdżę po Polsce. I to, co dzieje się na autostradach z udziałem dużych aut ciężarowych, tzw. TIR-ów woła o pomstę do nieba. Mimo, iż na drogach ekspresowych i na autostradach jest zakaz wyprzedzana przez takie samochody, regularnie, nie zważając na przepisy kierowcy tych aut wyprzedzają jeden drugiego. Wyścig słoni nie tylko ogranicza swobodną jazdę innym samochodom, ale stwarza ogromne zagrożenie na drodze.
I niestety, policja jest w tym bezradna. Mimo, że ma specjalne grupy speed, drony, nowoczesną technikę, znaczących efektów jej pracy nie widać. Zresztą nie tylko w tych przypadkach. Walka z kierowcami jadącymi za szybko też jest walką z wiatrakami. Liczba szalejących piratów wciąż jest ogromna. Batem na pędzących wariatów stają się powoli odcinkowe pomiary prędkości, lecz tego typu „pułapek” nie można zastawiać wszędzie.
Zaostrzenie przepisów miało temu przeciwdziałać, np. poprzez zabieranie prawa jazdy, kiedy kierujący przekroczy prędkość o 50 km. w obszarze zabudowanym, ale wariatów nie brakuje. Teraz mówi się o wprowadzeniu prawa, że także przekroczenie szybkości o 50 km. na godzinę poza obszarem zabudowanym ma skutkować wysokimi karami. Czy to coś zmieni? Podobnie, jak restrykcje wobec pijanych. Wysokie kary, grzywny, zabranie auta nie wpłynęły na to, że Polacy przestali jeździć po pijaku. Ba, dalej jeżdżą i wielu czyni to bez uprawnień, które stracili wcześniej za podobną jazdę. Zatem? Zatem prawo jest martwe. A przynajmniej nieskuteczne.
Ile już razy pokazywano wariatów, pędzących ulicami miast i stwarzających ogromne niebezpieczeństwo, którzy swoje wyczyny nagrywali i chlubili się tym. Dla nich takie popisy, to adrenalina, mogą komuś zaimponować, pochwalić się. Co najgorsze, stróże prawa dostają dowody „na tacy”, czasem sprawa idzie dalej, ale wymiar sprawiedliwości jest bezsilny. Temida, zaiste, jest ślepa.
Oburza mnie, kiedy taki drogowy bandyta zabija kilka osób i trafia przed oblicze Temidy, może maksymalnie dostać 12 lat. Najczęściej jednak otrzymuje karę kilku lat więzienia, po czym po połowie tej kary wychodzi na wolność.
Coraz więcej osób angażuje się w walkę drogowymi bandytami. Wielokroć można zobaczyć w internecie, na YouTube, na kanale „Stop bandytom”, co wyrabiają polscy kierowcy. Winno to działać odstraszająco i dobrze, że publikowane są takie filmiki, tylko rzadko jednak słyszymy o konsekwencjach dla takich szaleńców.
Ostatnio na Lubelszczyźnie ojciec z synem musieli zatrzymać się na drodze, obaj wysiedli z auta, wszystko prawidłowo oznakowali, a i tak wjechał w nich pędzący TIR. Napisano, że grozi mu do 8 lat. Czyli 8 lat za dwa ludzkie życia, cztery za jedno. Dramat. Niestety, przepisy są takie jakie są, a bezmyślni czy bezczelni wręcz kierowcy nic sobie z tego nie robią. Grasują po drogach, kiedy chcą i jak chcą, często pijani stwarzając dla tych zwykłych, uczestników ruchu drogowego ogromne niebezpieczeństwo.
Dlatego uważam, potrzebna jest kompleksowa walka z tym zjawiskiem, reforma systemu, a właściwie rewolucja. I oby, jak już do niej dojdzie, nie stało się tak, że najwięcej stracą na niej ci zwykli kierowcy, a piraci dalej będą szaleli. Trzeba to dobrze przemyśleć, przygotować, mądrze zrealizować i uważać, aby nie wylać przysłowiowego dziecka z kąpielą. Wszak to walka o coś najważniejszego, o ludzkie życie.