Felieton dr Zbigniewa Canowieckiego
ZAPOTRZEBOWANIE NA ZMIANĘ LUB GENERALNY REMONT SYSTEMU OCHRONY ZDROWIA
Blisko rok temu napisałem felieton o coraz lepiej funkcjonującej pomorskiej ochronie zdrowia, wskazując na szpitale samorządowe, które są stale modernizowane, rozbudowywane i wyposażane w najnowocześniejszy sprzęt i aparaturę medyczną, jaka jest tylko dostępna na świecie. W tym czasie znacząco poprawiła się również organizacja obsługi pacjenta. Dobrze się więc stało, że premier Tusk powołał na ministrę zdrowia Jolantę Sobierańską-Grendę, osobę o olbrzymim doświadczeniu i z sukcesami w restrukturyzacji pomorskich jednostek ochrony zdrowia oraz w kierowaniu od wielu lat Szpitalami Pomorskimi – wielkim podmiotem leczniczym, który powstał w wyniku połączenia kilku dużych szpitali w jeden organizm. Dzisiaj stoi jednak przed ministrą wielkie wyzwanie naprawy całego krajowego systemu ochrony zdrowia, ponieważ – pomimo że wiele szpitali pracuje ponad swoje możliwości – nie można zapewnić pacjentom skrócenia czasu oczekiwania na zabieg lub konsultację u lekarza specjalisty. Stąd nasze niezadowolenie i konieczność korzystania z nierefundowanej pomocy lekarskiej w prywatnych gabinetach lub klinikach, a wiele osób zdesperowanych wielomiesięcznym oczekiwaniem zgłasza się na oddziały ratunkowe, pomimo że nie jest w stanie zagrożenia życia.
Podczas jednej z ostatnich publicznych debat dotyczących ochrony zdrowia z udziałem przedstawicieli uniwersyteckich, samorządowych i prywatnych podmiotów leczniczych wszyscy byli zgodni, że przyczyną tego stanu rzeczy jest fatalny polski system ochrony zdrowia. Nawet najlepiej funkcjonujący szpital w tej sytuacji nie może dobrze i terminowo realizować swoich zadań. Dlatego jest wielu zwolenników przeprowadzenia implementacji dobrze funkcjonującego systemu ochrony zdrowia w jednym z europejskich krajów, wobec nieudanych kolejnych polskich eksperymentów i usprawnień systemu, powodujących jedynie frustrację u lekarzy i pacjentów oraz lawinowo rosnących nakładów finansowych i wydłużających się kolejek do lekarzy specjalistów oraz na zabiegi i operacje. Chcąc dokonać radykalnej reformy lub wręcz zmiany systemu, obecna minister zwróciła się do premiera o odpolitycznienie resortu zdrowia i powołanie na wiceministrów fachowców o uznanym autorytecie w środowisku medycznym. Niestety, wymaga to rezygnacji partii koalicyjnych z możliwości utrzymania swoich nominatów na tych stanowiskach. Niemniej jednak, wierząc w upór i stanowczość obecnej szefowej resortu, zmiany takie zostaną przeprowadzone.
W zasadzie od początku przyjęcia obowiązującego w Polsce systemu finansowania ochrony zdrowia największym problemem była zbyt niska wysokość składki zdrowotnej. W obecnej sytuacji politycznej podwyższenie jej nie wchodzi w rachubę. Można jednak rozważyć ograniczenie ulg w tym zakresie przyznanych różnym grupom społecznym, powrót do finansowania ratownictwa medycznego z budżetu państwa oraz pełnego pokrywania kosztów leczenia poszkodowanych w wypadkach, w tym samochodowych przez ubezpieczycieli sprawców tych zdarzeń. Zmodyfikowania wymagają także przepisy dotyczące chociażby obowiązków alimentacyjnych osób bliskich wobec seniorów, których często nie chcą odbierać po zakończeniu leczenia lub dokonują tego po wielu tygodniach. Eksperci wskazują również na możliwość przeanalizowania możliwości wprowadzenia opłat za ponadstandardowe usługi oraz nieodwołaną w terminie poradę lub zabieg. Głównie jednak poprawa funkcjonowania polskiej ochrony zdrowia musi nastąpić w wyniku zmian organizacyjno-rozliczeniowych.
Żaden dotychczasowy polski rząd nie był przygotowany do istotnych zmian systemowych, wymagających akceptacji i przebudowy podejścia Polek i Polaków do ochrony zdrowia. Od początku III RP bezskutecznie wskazuje się na konieczności określenia, ilościowo i kosztowo, podstawowego koszyka świadczeń medycznych należnych każdemu obywatelowi oraz wdrożenia zasad jego rozliczania. Ponadto pacjent chcący skorzystać z przysługujących mu nieodpłatnych świadczeń medycznych nie powinien być uzależniony od tego, kto jest właścicielem danego podmiotu leczniczego. Dlatego też wielu dyrektorów szpitali proponuje wdrożenie zasady, że lekarz pracujący w publicznej ochronie zdrowia mógłby prowadzić własną praktykę wyłącznie w ramach umowy z NFZ, świadcząc nieodpłatne dla pacjenta usługi medyczne. Wówczas wyeliminowano by pomówienia o „przepychanie” pacjentów do prywatnych gabinetów.
Warte rozważenia są także zmiany w wydawaniu skierowań na badania przez lekarzy pierwszego kontaktu, bez konieczności pośrednictwa lekarzy specjalistów. Uszczelnienia wymaga system w zakresie korzystania z SOR-ów, ograniczając ich pomoc tylko do wypadków nagłych i zagrażających życiu, a pozostałe systemowo przekierowywać do Nocnej i Świątecznej Pomocy Medycznej lub lekarza dyżurnego. Usprawnieniem systemu byłoby wdrożenie i upowszechnienie zapisywania na Indywidualnych Kontach Pacjentów historii ich chorób przewlekłych, wizyt lekarskich, zabiegów, badań i operacji. Do tych zasobów opartych na chmurze danych powinni mieć dostęp uczestnicy rynku usług medycznych, zgodnie z uprawnieniami nadanymi systemowo lub indywidualnie przez pacjenta. Zastanawiający jest również fakt, że im wyższa referencyjność szpitala i realizacja bardziej skomplikowanych procedur tym wyższe zyski szpitala i zarobki lekarzy, podczas kiedy szpital powiatowy realizujący zabiegi podstawowe notuje często stratę finansową. NFZ wspólnie z Agencją Technologii Medycznych i Taryfikacji powinien przeanalizować, czy procedury wysokospecjalistyczne nie są znacząco przeszacowane, a proste procedury medyczne, które są powszechnie realizowane w szpitalach powiatowych i oddziałach internistycznych, są kosztowo niedoszacowane.
Powyższe propozycje i wiele innych zmian zgłaszanych przez różne środowiska należy rozpatrywać jedynie w kontekście dużej, przemyślanej reformy, której wdrożenie powinno poprawić dobrostan pacjentów.