„Stosunki na szczycie”
Bałtycki Teatr Różnorodności przygotowuje premierę nowej komedii „Stosunki na szczycie” autorstwa Edwarda Taylora w reżyserii Tomasza Podsiadłego. Z twórcą spektaklu oraz założycielem teatru rozmawiamy o nadchodzącej produkcji.
„Stosunki na szczycie” to brytyjska komedia. Czy my, Polacy, rzeczywiście lubimy ten rodzaj humoru?
Tomasz Podsiadły: Popularność brytyjskich seriali komediowych, takich jak „Co ludzie powiedzą” czy „’Allo, ’Allo!”, jednoznacznie pokazuje, że tak. Mamy już w naszym repertuarze brytyjski spektakl – „Mayday 2”, który od premiery cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem. Dlatego po raz kolejny sięgnąłem po tekst zza Kanału La Manche.
Co bawi nas w tego typu tekstach?
Te komedie są przede wszystkim sytuacyjne, często oparte na absurdzie. Świetnym przykładem jest Monty Python. Oczywiście, aby w pełni docenić ich humor, trzeba mieć do świata i siebie spory dystans. Publiczność teatralna, przecież nie przypadkowa, potrafi śmiać się z takich żartów. Dlatego spektakle takie jak „Mayday” czy „Mayday 2” są żelaznym repertuarem wielu teatrów w Polsce i na świecie.
O czym zatem będzie Pańska najnowsza komedia?
„Stosunki na szczycie” to, jak większość fars, damsko-męski galimatias i komedia omyłek. Nic na scenie nie jest takie, jak się widzowi wydaje – bohaterowie, próbując wyjść z trudnych sytuacji, jeszcze bardziej uwikłają się w nieporozumienia, dając tym samym widzom ponad dwie godziny czystego śmiechu. Tym razem zaserwujemy widowni także sporą dawkę parodii polityki i polityków. Myślę, że wszystkim nam, po czasie wyborczych kampanii i zalewających nas z billboardów twarzy kandydatów partyjnych, przyda się chwila odreagowania i okazja, by się z tego pośmiać.
Czy ktoś może poczuć się urażony?
Mam nadzieję, że nie. Farsa rozgrywa się w Paryżu i dotyczy czasów sprzed lat, więc nie nawiązuje do współczesnych obozów politycznych. Jednak fałsz, kłamstwo i hipokryzja to cechy, które charakteryzowały i dawnych, i dzisiejszych polityków. Myślę, że w postaci purytanina Jacques’a Berri każdy odnajdzie jakąś twarz znaną z trójmiejskich billboardów wyborczych.
Poprzednie spektakle okazały się wielkimi sukcesami, także komercyjnymi. Trudno kupić bilety na Wasze komedie.
To prawda. Zagospodarowaliśmy niszę na rynku artystycznym. W przeciwieństwie do teatrów instytucjonalnych, które rzadko sięgają po farsę, stworzyliśmy spektakle komediowe, których widzowie potrzebują. Najlepszą recenzją jest to, że nasi goście wracają do nas po kilka razy na ten sam tytuł. Nie jesteśmy jednym z wielu warszawskich teatrów objazdowych (a właściwie agencji artystycznych produkujących lepsze czy gorsze przedstawienia). Naszych plakatów nie zdobią twarze z programów telewizyjnych. Jednak widzowie cenią jakość, rzetelność, dobre aktorstwo i prawdziwe, cieszące oko scenografie. Wiem, że tym wygrywamy. Na marginesie dodam, że osobiście jestem gorącym orędownikiem lokalnej kultury, twórców z Pomorza, którzy nierzadko przewyższają jakością popularne nazwiska. Zresztą dotyczy to nie tylko teatru.
Wspominał Pan kiedyś o „terapii śmiechem”. Jak to rozumieć?
Zależy mi na tym, aby nasz teatr był miejscem odpoczynku psychicznego. Komedia ma niezwykłą moc terapeutyczną – pozwala widzom oderwać się od codziennych problemów i nabrać dystansu do rzeczywistości. Chciałbym, aby Bałtycki Teatr Różnorodności był miejscem, do którego ludzie wracają po rozrywkę, która pozwala na relaks i odprężenie. Tak jak na Broadwayu czy West Endzie, u nas również widzowie mogą zabrać na spektakl wino czy prosecco, zakupione w kawiarni Konsulatu Kultury w Gdyni lub Domu Harcerza w Gdańsku. Choć to nowy zwyczaj, zapożyczony z Zachodu, coraz bardziej się przyjmuje i spotyka ze świetnym odbiorem naszych gości.
Skoro wspomniał Pan o lokalizacji, powiedzmy o tym więcej. Bałtycki Teatr Różnorodności kojarzy się głównie z Gdynią.
Gdynia to nasz dom – tutaj powstał teatr, tutaj próbujemy, to nasza baza. Siedziba Konsulatu Kultury, pięknego obiektu kulturalnego, stała się dla nas miejscem twórczej działalności. Z czasem jednak rozwinęliśmy działalność także w Gdańsku. Nie da się ukryć, że gdańszczanie rzadko wybierają się do Gdyni na wydarzenia, a my chcieliśmy być bliżej lokalnej społeczności. Wprowadziliśmy się do gdańskiego Domu Harcerza, historycznej przestrzeni dawnego kina Watra. Obie sale – zarówno ta w Gdyni, jak i w Gdańsku – mieszczą około 170 widzów, co tworzy atmosferę kameralności, idealną do kontemplowania repertuaru komediowego. Próbowaliśmy kiedyś większych sal, ale to się nie sprawdziło. W obu miastach goście mają do dyspozycji kawiarnie – w Gdańsku nawet w formie restauracji, gdzie można przed spektaklem zjeść kolację, a w trakcie skorzystać z baru.
Kiedy zatem nowa premiera? I gdzie? Gdańsk czy Gdynia?
„Stosunki na szczycie” będą miały dwa pokazy premierowe z myślą o naszej gdańskiej i gdyńskiej publiczności. 10 stycznia zapraszamy do Gdyni, natomiast 17 stycznia do Gdańska. Szykujemy wieczór pełen śmiechu, zapraszam na naszą stronę www.btr.pl po bilety – te znikają naprawdę szybko!